niedziela, 5 maja 2013

Prolog

Na wstępie, chciałbym podziękować Natalii Dybczyńskiej aka natalia30107.



Nowy Jork był zalewany kaskadami wiosennego deszczu. Na stacji kolejowej stał wysoki mężczyzna z krótkimi, czarnymi włosami, ubrany w długi czarny płaszcz. Przez prawe ramię miał przewieszony pokrowiec na gitarę, który również był czarny. Jedyną białą rzeczą w jego wyglądzie była jego skóra. Był zdenerwowany, spojrzał na swój zegarek i westchnął. Po chwili przyjechał jego pociąg. Wsiadł do środka i zajął miejsce przy oknie. Był sam w przedziale, więc otworzył pokrowiec. W środku były gitara, która była nadzwyczaj ciężka. Rozejrzał się jeszcze dla pewności i zaczął ją rozkręcać.
***
- Kowalski, cholera jasna! Jeśli jeszcze raz w ciągu dzisiejszego dnia coś wybuchnie, osobiście utnę wam ten tępy łeb! - wrzasnął Skipper.
- Tak jest - odparł naukowiec, którego umysł był jeszcze lekko przytępiony nadmiarem alkoholu.
- Świetnie-rzekł dowódca i dodał-A, i jeszcze jedno. Zero chlania na służbie Kowalski.
Strateg w odpowiedzi tylko skinął głową. Rozejrzał się po głównym pomieszczeniu ich bazy głównej. Był tam sam. Szeregowy i Rico zapewne byli w swoich pokojach, zaś Skipper poszedł do kuchni. Strateg mógł usłyszeć dźwięk piosenki jakiegoś zespołu metalowego dochodzący z pokoju młodzika, a z kwatery psychopaty słyszał tylko pojedyncze szybkie dźwięki ostrzenia dobrze znanej mu katany. Nagle poczuł zapach pieczonego kurczaka. Skierował się w stronę kuchni i zobaczył kapitana stojącego przed lodówką.
- Na co macie dziś ochotę żołnierzu? - zapytał lider nawet nie patrząc w jego stronę.
- Szczerze powiedziawszy, to myślę, że pieczony kurczak byłby idealny - odparł bezwiednie mężczyzna.
- I pięknie, bo na kolację będzie właśnie pieczony kurczak! - powiedział z uśmiechem Skipper.
- Zawołać resztę?
- Tak, wołaj ich.
Kowalski skinął głową i oddalił się. Kiedy wszedł do największego pokoju, rozejrzał się po nim z przyzwyczajenia. Solidne kamienne ściany, zero okien, kilka żarówek, pod jedną ścianą ukochana przez cały oddział plazma, pod drugą stacja radiowa, pod kolejną przejście do dalszej części bazy, pod ostatnią wyjście,  a na środku sofa, stół i kilka krzeseł. Poszedł w stronę pokoju Rico, zapukał i krzyknął:
- Kolacja!
To samo zrobił z Szeregowym. Po chwili jego towarzysze stali już na korytarzu. Poszedł w stronę swoistego salonu, gdzie dowódca już czekał na nich z posiłkiem. Naukowiec uśmiechnął się do siebie w myślach. Cieszył się, że miał najlepszy węch w oddziale. Podczas operacji niewiele to dawało, ale w normalnych sytuacjach się przydawało. Wszyscy poza Rico już zaczęli jeść. Pomimo tego, że niewątpliwie był psychopatą i zabijał najwięcej ludzi, to był jedynym wierzącym członkiem oddziału. Przed posiłkiem zawsze się modlił, chodził do spowiedzi i do kościoła. Mimo, że pozostali byli zadeklarowanymi ateistami, żadna strona nie krytykowała drugiej. Szanowali się nawzajem. Po skończonym posiłku Skipper wstał i powiedział:
- To co panowie, dzisiaj oglądamy finał Ligi Mistrzów?
- Tak jest! - krzyknęli ochoczo i trochę ironicznie podwładni.
- Tak też myślałem - odparł dowódca z uśmiechem i dodał - Dobra, podział zadań. Mike, przekąski, Rico, napoje, a Kowalski zadba o dobry sygnał. Ruchy!
Szeregowy i Rico wybiegli przez drzwi wyjściowe do sklepu, a Kowalski zanim poszedł nastawiać antenę szczerząc się, powiedział:
- Zobaczy szef, że nasi wygrają.
- Wiem Kowalski, wiem - odparł lider, również z uśmiechem na twarzy.
***
Była dziewięćdziesiąta minuta meczu. Wynik wynosił trzy do trzech. Kowalski i Skipper byli już pijani i darli się na całe gardło. Napastnik Borussi biegł pod bramkę rywali. Był sam na sam z bramkarzem. Rico i Szeregowy, pomimo tego, że w odróżnieniu od dowódcy i stratega byli trzeźwi, również byli podekscytowani. Zawodnik oddał strzał i trafił. Po kilku sekundach sędzia odgwizdał koniec spotkania.
***
Kowalski obudził się na podłodze swojego laboratorium z ogromnym bólem głowy. Rozejrzał się po pomieszczeniu i zobaczył, że mimo jego obaw, wszystko jest na swoim miejscu. Popatrzył na zegarek. Była dopiero piąta rano, ale wiedział, że i tak już nie zaśnie, więc wstał i poszedł do kuchni. Na kanapie w salonie zobaczył ciągle śpiącego Skippera, dookoła którego walały się opakowania po chipsach i popcornie, a także puste butelki po whisky. Przypomniał sobie o wczorajszym finale i się uśmiechnął. „Chłopaki rzeczywiście wygrali”-pomyślał. Skierował się do kuchni z zamiarem zrobienia sobie jakiegoś śniadania. Otworzył lodówkę i popatrzył po zawartości. Nie było tego wiele. Ot, kilka plastrów szynki i sera, kostka masła i karton mleka. Podrapał się po jednodniowym zaroście, który pojawił się na jego twarzy i wziął masło i wędlinę. Otworzył szafkę, w której trzymali chleb i wyjął jedną kromkę. Posmarował ją masłem, położył na niej szynkę i zaczął jeść. Nie zwracał uwagi na to, że chleb był czerstwy, bo był wręcz niewyobrażalnie głodny. Kiedy ją zjadł postanowił trochę posprzątać główne pomieszczenie. Podniósł wszystkie puste opakowania i wyrzucił je do śmieci, a potem to samo zrobił z butelkami po alkoholu. Z powodu kaca giganta przysiadł na krawędzi kanapy i nalał sobie trochę piwa. Siedział przez chwilę w ciszy, kiedy nagle obudził się Skipper.
- Jezu… Matka zawsze mówiła, że mam słabą głowę-rzekł otumaniony dowódca.
Strateg doskonale wiedział, co teraz przeżywa jego kapitan. Dla nienawykłych upojenie alkoholowe jest bardzo bolesne. Podał towarzyszowi szklankę z alkoholem, a ten przyjął dar z entuzjazmem i jednym haustem wypił jej zawartość.
- Dzięki. Jakim cudem nie ma tutaj jesieni średniowiecza? - spytał.
- Wstałem trochę wcześniej i ogarnąłem ten syf.
- Okej. Która godzina Kowalski? - zadał pytanie dowódca zachrypniętym głosem.
- Około szóstej rano.
-Dobra, dajmy im pospać jeszcze z pół godziny i ich budzimy. A teraz muszę coś zjeść.
Po tych słowach wstał i chwiejnym krokiem skierował się do kuchni. Kiedy lider już do niej dotarł i otworzył lodówkę Kowalski usłyszał ciche „cholera”. Szef pewnie też musiał być potwornie głodny, ale nie dawał po sobie tego poznać. Wziął całą wędlinę, masło i ser, a potem postarał się zrobić jak najwięcej kanapek na czerstwym chlebie. Kiedy już skończył jeść dochodziła godzina szósta trzydzieści. Skinął na naukowca, a ten wstał z sofy, postawił piwo na stole i poszedł w stronę pokojów przyjaciół . Nacisnął, znajdujący się na ścianie, czerwony guzik z podpisem „Pobudka!”.  Na korytarzu rozległo się wycie syreny. Pomimo hałasu jaki wywoływała, naukowiec słyszał głośne przekleństwa i klątwy dochodzące z pokojów druhów. Kiedy wyszli wyglądali jak siedem nieszczęść. Mieli podkrążone i przekrwione oczy, a ich włosy były zmierzwione. Ziewając, strateg ruchem głowy wskazał kierunek, w którym powinni się udać. Powoli, ledwo utrzymując się na nogach skierowali się we wskazanym kierunku. Kiedy znaleźli się w kuchni Skipper powiedział im co mają kupić, a oni wzięli plecak, doprowadzili się do porządku, zabrali trochę pieniędzy i wyszli. Do najbliższego sklepu mieli około trzech kilometrów, a to był zbyt mały dystans, by mieli jechać autem. Co znaczyło, że wrócą za jakieś czterdzieści minut. W tym czasie on i przywódca powinni dokończyć sprzątanie. Zajęło im to mniej niż przewidywali, więc włączyli telewizor. Akurat leciały wiadomości. Był w nich prezydent.
~ Z całą pewnością wczorajsze zamachy zszokowały wszystkich. Mam nadzieję, że ich sprawcy zostaną ujęci i zapłacą za swoje czyny.
Naukowiec i przywódca popatrzyli po sobie i zwiększyli głośność.
~ Szacuje się, że jest około trzydziestu zabitych. Rannych zostało około siedemdziesięciu osób. Nic nie wiadomo o ilości zaginionych.
~ Wczorajsze wysadzenie w powietrze Statui Wolności Zszokowało cały świat. Wśród zaginionych wymienia się między innymi Mitta Romneya.
Komandosi usiedli na kanapie i oglądali wiadomości, dopóki do ich bazy nie wpadli ich towarzysze broni, krzycząc:
- Słyszeliście?
W odpowiedzi skinęli głowami i wskazali plazmę. Zdyszani towarzysze oparli się o oparcie mebla i patrzyli. Po skończeniu serwisu wszyscy podeszli do stołu i zajęli swoje miejsca.
- Jakich mamy podejrzanych Kowalski? - spytał kapitan.
- Al Ka’ida, IRA, RAF, ETA i tak dalej. Ale istnieje cień szansy, że to był indywidualny zamach, który miał na celu uśmiercenie konkretnej osoby.
- Myślicie, że to był zamach na Romneya?
- Niewykluczone.
- Dobra, później się nad tym zastanowimy. Pewnie jesteście głodni - powiedział zwracając się do Rico i Mike’a.
- Szczerze powiedziawszy, to tak. Ale mamy jeszcze list, który dostaliśmy od dilera Szeregowego - odparł Rico.
- Nie jest moim dilerem, tylko znajomym. A poza tym przechowuje naszą pocztę - sprostował młodzik.
- Spokojnie, pokłócicie się później. Dajcie ten list i idźcie coś zjeść - skończył Skipper.
Poczekał, aż się oddalą i zwrócił się do naukowca:
- Sprawdźcie co to - powiedział, po czym rzucił mu list.
- Hmmm… Adres burmistrza Nowego Jorku szefie. Myślę, że jakaś grubsza sprawa.
- Otwórzcie.
- Płyta CD.
- Poczekajcie na resztę i ją włączymy.
Po chwili do pokoju weszli Rico i Szeregowy z kawałkami pizzy w rękach i popatrzyli pytająco na naukowca i dowódcę. Ci uruchomili DVD, a następnie włożyli płytę. Przez chwilę ekran był czarny, jednak po chwili pojawiła się na nim twarz Bloomberga.
- Panowie, mam dla was robotę - powiedział  polityk.

C.D.N.

7 komentarzy:

  1. Muszę przyznać, iż przedstawiłeś ich w bardzo oryginalny sposób. Dobrze, tym razem zgodzę się, że alkohol w pewnym stopniu do Kowalskiego pasuje, jednak moim zdaniem to Skipper mógłby być od niego uzależniony.
    Tak czy siak twoje wyobrażenie jest... po prostu ludzkie. Nie przedstawiłeś ich w sposób cukierkowy, kreując bohaterów idealnych, broniących dzielnie swej ojczyzny. W twoim opowiadaniu są zwykłymi ludźmi, zmagającymi się ze zwykłymi problemami, takimi jak np. alkohol. I to jest ogromny plus.
    Poza tym nie pracują relatywnie dla żadnej większej organizacji tylko dla burmistrza Nowego Jorku. Prawdę powiedziawszy, nieco mnie to zaskoczyło - nie spodziewałabym się takiego kierunku. W sumie to jednak dobrze - kolejna oryginalna część opowiadania.
    Sam Twój styl pisania jest lepszy niż w opowiadaniu poprzednim - jak wiadomo sztuka czyni mistrza, a swój warsztat trzeba rozwijać :).
    Pozostaje mi tylko życzyć Ci jak najwięcej weny i dodatkowych pomysłów ^^.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeja, dzięki ^^
      Może powiem tak: nie, że pracują dla burmistrza, tylko dla tego, kto zapłaci.
      Co do Skippera, to mi akurat do niego alkohol nie pasował, ale każdy ma własny gust.
      I raz jeszcze dzięki.

      Usuń
    2. Naprawdę nie ma sprawy ^^.
      W kwestii gustu nie będę się z Tobą kłócić - wszystko zależy od postrzegania bohaterów przez odbiorcę ;).
      A z tymi zdaniami na zlecenie jest w sumie ciekawiej, niżeli mieliby oni pracować dla burmistrza - są w ten sposób bardziej autonomiczni.

      Usuń
  2. Tylk jedno słowo przychodzi mi na myśl: Ge-nial-nie
    Z tym alkoholizmem to świetny pomysł. Życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zacznę od zaskoczenia, jakie na mnie wywarłeś, podejmując się tego ciężkiego i niezbyt lubianego pomysłu, czyli zhumanizowania pingwinów.Ja sama nie przepadałam za tym, ale tak trafiłam na tego bloga i sobie myślę "No w końcu napisał to Sadysta, pan Max, to musi być dobre". I się nie myliłam ;) Mi alkohol jak najbardziej pasuje do Kowalskiego, tak go postrzegam :D To, jak ich przedstawiłeś, to naprawdę, bije rekordy. Nie są dzielnymi patriotami, nie są idealni (bo jak jest postać idealna, to drgawek dostaję), tylko normalni, tacy jak my wszyscy, prawdziwi ludzie z krwi i kości, dzięki czemu idealnie można sobie ich bezproblemowo wyobrazić ;) Opisy skaczą z każdą notką na wyższy poziom, czego zazdroszczę całym, szczerym sercem ;) Pokazałeś tym blogiem, że nie boisz się wyzwań i naprawdę, ale naprawdę, potrafisz pisać lepiej niż duża większość internetowych pisarzy-amatorów. Pomimo akcji w Twoich wpisach, zawsze przy tym odpoczywam, nie wiem, jak to robisz xD
    Co do tej notki, bardzo mi się podoba :D Wprowadzająca (no bo od czegoś trzeba kurde zacząć, nie?), a ja lubię prologi ^^
    No cóż, idę pisać dalej ^^
    Alice ;**
    PS Ostatnio mam fazę stare kawałki xD "Mega" jest możliwe, że ten Ci się nie spodoba, ale ja po prostu nie mogę się od tego oderwać *.*
    http://www.youtube.com/watch?v=los6obvBbqU
    I said - don't you know?, you said - you don't know, I said - take me out :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za taki długi komentarz. Czekaj... A, to ty Ala, dobra, to normalny xd
      Pan Max Sadysta nie musieć pisać dobrze i nie pisać dobrze xd
      PS Jakoś nie moje klimaty ;)
      wiesz,czego słucham xd

      Usuń
    2. Wiem, że niczym Cię już nie zaskoczę :P Normalny, wiem xD
      A, pie**zenie o Szopenie xD
      Wiem, wiem, wszystko wiem ^^ tak przeczuwałam ^^ ale i ak dalej mam fazę ^^

      Usuń