Nowy Jork był zalewany kaskadami wiosennego deszczu. Na
stacji kolejowej stał wysoki mężczyzna z krótkimi, czarnymi włosami, ubrany w
długi czarny płaszcz. Przez prawe ramię miał przewieszony pokrowiec na gitarę,
który również był czarny. Jedyną białą rzeczą w jego wyglądzie była jego skóra.
Był zdenerwowany, spojrzał na swój zegarek i westchnął. Po chwili przyjechał
jego pociąg. Wsiadł do środka i zajął miejsce przy oknie. Był sam w przedziale,
więc otworzył pokrowiec. W środku były gitara, która była nadzwyczaj ciężka.
Rozejrzał się jeszcze dla pewności i zaczął ją rozkręcać.
***
- Kowalski, cholera jasna! Jeśli jeszcze raz w ciągu
dzisiejszego dnia coś wybuchnie, osobiście utnę wam ten tępy łeb! - wrzasnął
Skipper.
- Tak jest - odparł naukowiec, którego umysł był jeszcze lekko
przytępiony nadmiarem alkoholu.
- Świetnie-rzekł dowódca i dodał-A, i jeszcze jedno. Zero
chlania na służbie Kowalski.
Strateg w odpowiedzi tylko skinął głową. Rozejrzał się po
głównym pomieszczeniu ich bazy głównej. Był tam sam. Szeregowy i Rico zapewne
byli w swoich pokojach, zaś Skipper poszedł do kuchni. Strateg mógł usłyszeć
dźwięk piosenki jakiegoś zespołu metalowego dochodzący z pokoju młodzika, a z
kwatery psychopaty słyszał tylko pojedyncze szybkie dźwięki ostrzenia dobrze
znanej mu katany. Nagle poczuł zapach pieczonego kurczaka. Skierował się w
stronę kuchni i zobaczył kapitana stojącego przed lodówką.
- Na co macie dziś ochotę żołnierzu? - zapytał lider nawet nie
patrząc w jego stronę.
- Szczerze powiedziawszy, to myślę, że pieczony kurczak byłby
idealny - odparł bezwiednie mężczyzna.
- I pięknie, bo na kolację będzie właśnie pieczony
kurczak! - powiedział z uśmiechem Skipper.
- Zawołać resztę?
- Tak, wołaj ich.
Kowalski skinął głową i oddalił się. Kiedy wszedł do
największego pokoju, rozejrzał się po nim z przyzwyczajenia. Solidne kamienne
ściany, zero okien, kilka żarówek, pod jedną ścianą ukochana przez cały oddział
plazma, pod drugą stacja radiowa, pod kolejną przejście do dalszej części bazy,
pod ostatnią wyjście, a na środku sofa,
stół i kilka krzeseł. Poszedł w stronę pokoju Rico, zapukał i krzyknął:
- Kolacja!
To samo zrobił z Szeregowym. Po chwili jego towarzysze stali
już na korytarzu. Poszedł w stronę swoistego salonu, gdzie dowódca już czekał
na nich z posiłkiem. Naukowiec uśmiechnął się do siebie w myślach. Cieszył się,
że miał najlepszy węch w oddziale. Podczas operacji niewiele to dawało, ale w
normalnych sytuacjach się przydawało. Wszyscy poza Rico już zaczęli jeść.
Pomimo tego, że niewątpliwie był psychopatą i zabijał najwięcej ludzi, to był
jedynym wierzącym członkiem oddziału. Przed posiłkiem zawsze się modlił,
chodził do spowiedzi i do kościoła. Mimo, że pozostali byli zadeklarowanymi
ateistami, żadna strona nie krytykowała drugiej. Szanowali się nawzajem. Po
skończonym posiłku Skipper wstał i powiedział:
- To co panowie, dzisiaj oglądamy finał Ligi Mistrzów?
- Tak jest! - krzyknęli ochoczo i trochę ironicznie podwładni.
- Tak też myślałem - odparł dowódca z uśmiechem i dodał - Dobra,
podział zadań. Mike, przekąski, Rico, napoje, a Kowalski zadba o dobry sygnał.
Ruchy!
Szeregowy i Rico wybiegli przez drzwi wyjściowe do sklepu, a
Kowalski zanim poszedł nastawiać antenę szczerząc się, powiedział:
- Zobaczy szef, że nasi wygrają.
- Wiem Kowalski, wiem - odparł lider, również z uśmiechem na
twarzy.
***
Była dziewięćdziesiąta minuta meczu. Wynik wynosił trzy do
trzech. Kowalski i Skipper byli już pijani i darli się na całe gardło.
Napastnik Borussi biegł pod bramkę rywali. Był sam na sam z bramkarzem. Rico i
Szeregowy, pomimo tego, że w odróżnieniu od dowódcy i stratega byli trzeźwi,
również byli podekscytowani. Zawodnik oddał strzał i trafił. Po kilku sekundach
sędzia odgwizdał koniec spotkania.
***
Kowalski obudził się na podłodze swojego laboratorium z
ogromnym bólem głowy. Rozejrzał się po pomieszczeniu i zobaczył, że mimo jego
obaw, wszystko jest na swoim miejscu. Popatrzył na zegarek. Była dopiero piąta
rano, ale wiedział, że i tak już nie zaśnie, więc wstał i poszedł do kuchni. Na
kanapie w salonie zobaczył ciągle śpiącego Skippera, dookoła którego walały się
opakowania po chipsach i popcornie, a także puste butelki po whisky.
Przypomniał sobie o wczorajszym finale i się uśmiechnął. „Chłopaki rzeczywiście
wygrali”-pomyślał. Skierował się do kuchni z zamiarem zrobienia sobie jakiegoś
śniadania. Otworzył lodówkę i popatrzył po zawartości. Nie było tego wiele. Ot,
kilka plastrów szynki i sera, kostka masła i karton mleka. Podrapał się po
jednodniowym zaroście, który pojawił się na jego twarzy i wziął masło i
wędlinę. Otworzył szafkę, w której trzymali chleb i wyjął jedną kromkę.
Posmarował ją masłem, położył na niej szynkę i zaczął jeść. Nie zwracał uwagi
na to, że chleb był czerstwy, bo był wręcz niewyobrażalnie głodny. Kiedy ją
zjadł postanowił trochę posprzątać główne pomieszczenie. Podniósł wszystkie
puste opakowania i wyrzucił je do śmieci, a potem to samo zrobił z butelkami po
alkoholu. Z powodu kaca giganta przysiadł na krawędzi kanapy i nalał sobie
trochę piwa. Siedział przez chwilę w ciszy, kiedy nagle obudził się Skipper.
- Jezu… Matka zawsze mówiła, że mam słabą głowę-rzekł
otumaniony dowódca.
Strateg doskonale wiedział, co teraz przeżywa jego kapitan.
Dla nienawykłych upojenie alkoholowe jest bardzo bolesne. Podał towarzyszowi
szklankę z alkoholem, a ten przyjął dar z entuzjazmem i jednym haustem wypił
jej zawartość.
- Dzięki. Jakim cudem nie ma tutaj jesieni
średniowiecza? - spytał.
- Wstałem trochę wcześniej i ogarnąłem ten syf.
- Okej. Która godzina Kowalski? - zadał pytanie dowódca
zachrypniętym głosem.
- Około szóstej rano.
-Dobra, dajmy im pospać jeszcze z pół godziny i ich budzimy.
A teraz muszę coś zjeść.
Po tych słowach wstał i chwiejnym krokiem skierował się do
kuchni. Kiedy lider już do niej dotarł i otworzył lodówkę Kowalski usłyszał
ciche „cholera”. Szef pewnie też musiał być potwornie głodny, ale nie dawał po
sobie tego poznać. Wziął całą wędlinę, masło i ser, a potem postarał się zrobić
jak najwięcej kanapek na czerstwym chlebie. Kiedy już skończył jeść dochodziła
godzina szósta trzydzieści. Skinął na naukowca, a ten wstał z sofy, postawił
piwo na stole i poszedł w stronę pokojów przyjaciół . Nacisnął, znajdujący się
na ścianie, czerwony guzik z podpisem „Pobudka!”. Na korytarzu rozległo się wycie syreny.
Pomimo hałasu jaki wywoływała, naukowiec słyszał głośne przekleństwa i klątwy
dochodzące z pokojów druhów. Kiedy wyszli wyglądali jak siedem nieszczęść.
Mieli podkrążone i przekrwione oczy, a ich włosy były zmierzwione. Ziewając,
strateg ruchem głowy wskazał kierunek, w którym powinni się udać. Powoli, ledwo
utrzymując się na nogach skierowali się we wskazanym kierunku. Kiedy znaleźli się
w kuchni Skipper powiedział im co mają kupić, a oni wzięli plecak, doprowadzili
się do porządku, zabrali trochę pieniędzy i wyszli. Do najbliższego sklepu
mieli około trzech kilometrów, a to był zbyt mały dystans, by mieli jechać
autem. Co znaczyło, że wrócą za jakieś czterdzieści minut. W tym czasie on i
przywódca powinni dokończyć sprzątanie. Zajęło im to mniej niż przewidywali,
więc włączyli telewizor. Akurat leciały wiadomości. Był w nich prezydent.
~ Z całą pewnością wczorajsze zamachy zszokowały wszystkich. Mam
nadzieję, że ich sprawcy zostaną ujęci i zapłacą za swoje czyny.
Naukowiec i przywódca popatrzyli
po sobie i zwiększyli głośność.
~ Szacuje się, że jest około
trzydziestu zabitych. Rannych zostało około siedemdziesięciu osób. Nic nie
wiadomo o ilości zaginionych.
~ Wczorajsze wysadzenie w powietrze
Statui Wolności Zszokowało cały świat. Wśród zaginionych wymienia się między
innymi Mitta Romneya.
Komandosi usiedli na kanapie i
oglądali wiadomości, dopóki do ich bazy nie wpadli ich towarzysze broni,
krzycząc:
- Słyszeliście?
W odpowiedzi skinęli głowami i
wskazali plazmę. Zdyszani towarzysze oparli się o oparcie mebla i patrzyli. Po
skończeniu serwisu wszyscy podeszli do stołu i zajęli swoje miejsca.
- Jakich mamy podejrzanych
Kowalski? - spytał kapitan.
- Al Ka’ida, IRA, RAF, ETA i tak
dalej. Ale istnieje cień szansy, że to był indywidualny zamach, który miał na
celu uśmiercenie konkretnej osoby.
- Myślicie, że to był zamach na
Romneya?
- Niewykluczone.
- Dobra, później się nad tym
zastanowimy. Pewnie jesteście głodni - powiedział zwracając się do Rico i Mike’a.
- Szczerze powiedziawszy, to tak.
Ale mamy jeszcze list, który dostaliśmy od dilera Szeregowego - odparł Rico.
- Nie jest moim dilerem, tylko znajomym.
A poza tym przechowuje naszą pocztę - sprostował młodzik.
- Spokojnie, pokłócicie się
później. Dajcie ten list i idźcie coś zjeść - skończył Skipper.
Poczekał, aż się oddalą i zwrócił
się do naukowca:
- Sprawdźcie co to - powiedział, po
czym rzucił mu list.
- Hmmm… Adres burmistrza Nowego
Jorku szefie. Myślę, że jakaś grubsza sprawa.
- Otwórzcie.
- Płyta CD.
- Poczekajcie na resztę i ją
włączymy.
Po chwili do pokoju weszli Rico i
Szeregowy z kawałkami pizzy w rękach i popatrzyli pytająco na naukowca i
dowódcę. Ci uruchomili DVD, a następnie włożyli płytę. Przez chwilę ekran był
czarny, jednak po chwili pojawiła się na nim twarz Bloomberga.
- Panowie, mam dla was
robotę - powiedział polityk.
C.D.N.
Muszę przyznać, iż przedstawiłeś ich w bardzo oryginalny sposób. Dobrze, tym razem zgodzę się, że alkohol w pewnym stopniu do Kowalskiego pasuje, jednak moim zdaniem to Skipper mógłby być od niego uzależniony.
OdpowiedzUsuńTak czy siak twoje wyobrażenie jest... po prostu ludzkie. Nie przedstawiłeś ich w sposób cukierkowy, kreując bohaterów idealnych, broniących dzielnie swej ojczyzny. W twoim opowiadaniu są zwykłymi ludźmi, zmagającymi się ze zwykłymi problemami, takimi jak np. alkohol. I to jest ogromny plus.
Poza tym nie pracują relatywnie dla żadnej większej organizacji tylko dla burmistrza Nowego Jorku. Prawdę powiedziawszy, nieco mnie to zaskoczyło - nie spodziewałabym się takiego kierunku. W sumie to jednak dobrze - kolejna oryginalna część opowiadania.
Sam Twój styl pisania jest lepszy niż w opowiadaniu poprzednim - jak wiadomo sztuka czyni mistrza, a swój warsztat trzeba rozwijać :).
Pozostaje mi tylko życzyć Ci jak najwięcej weny i dodatkowych pomysłów ^^.
Jeja, dzięki ^^
UsuńMoże powiem tak: nie, że pracują dla burmistrza, tylko dla tego, kto zapłaci.
Co do Skippera, to mi akurat do niego alkohol nie pasował, ale każdy ma własny gust.
I raz jeszcze dzięki.
Naprawdę nie ma sprawy ^^.
UsuńW kwestii gustu nie będę się z Tobą kłócić - wszystko zależy od postrzegania bohaterów przez odbiorcę ;).
A z tymi zdaniami na zlecenie jest w sumie ciekawiej, niżeli mieliby oni pracować dla burmistrza - są w ten sposób bardziej autonomiczni.
Tylk jedno słowo przychodzi mi na myśl: Ge-nial-nie
OdpowiedzUsuńZ tym alkoholizmem to świetny pomysł. Życzę weny.
Zacznę od zaskoczenia, jakie na mnie wywarłeś, podejmując się tego ciężkiego i niezbyt lubianego pomysłu, czyli zhumanizowania pingwinów.Ja sama nie przepadałam za tym, ale tak trafiłam na tego bloga i sobie myślę "No w końcu napisał to Sadysta, pan Max, to musi być dobre". I się nie myliłam ;) Mi alkohol jak najbardziej pasuje do Kowalskiego, tak go postrzegam :D To, jak ich przedstawiłeś, to naprawdę, bije rekordy. Nie są dzielnymi patriotami, nie są idealni (bo jak jest postać idealna, to drgawek dostaję), tylko normalni, tacy jak my wszyscy, prawdziwi ludzie z krwi i kości, dzięki czemu idealnie można sobie ich bezproblemowo wyobrazić ;) Opisy skaczą z każdą notką na wyższy poziom, czego zazdroszczę całym, szczerym sercem ;) Pokazałeś tym blogiem, że nie boisz się wyzwań i naprawdę, ale naprawdę, potrafisz pisać lepiej niż duża większość internetowych pisarzy-amatorów. Pomimo akcji w Twoich wpisach, zawsze przy tym odpoczywam, nie wiem, jak to robisz xD
OdpowiedzUsuńCo do tej notki, bardzo mi się podoba :D Wprowadzająca (no bo od czegoś trzeba kurde zacząć, nie?), a ja lubię prologi ^^
No cóż, idę pisać dalej ^^
Alice ;**
PS Ostatnio mam fazę stare kawałki xD "Mega" jest możliwe, że ten Ci się nie spodoba, ale ja po prostu nie mogę się od tego oderwać *.*
http://www.youtube.com/watch?v=los6obvBbqU
I said - don't you know?, you said - you don't know, I said - take me out :D
Dziękuję za taki długi komentarz. Czekaj... A, to ty Ala, dobra, to normalny xd
UsuńPan Max Sadysta nie musieć pisać dobrze i nie pisać dobrze xd
PS Jakoś nie moje klimaty ;)
wiesz,czego słucham xd
Wiem, że niczym Cię już nie zaskoczę :P Normalny, wiem xD
UsuńA, pie**zenie o Szopenie xD
Wiem, wiem, wszystko wiem ^^ tak przeczuwałam ^^ ale i ak dalej mam fazę ^^