poniedziałek, 21 kwietnia 2014

REAKTYWEJSZON [PROLOG]

 Cóż mogę rzec? Jak reaktywowałem tamtego bloga, to wypadałoby i tego xD
Doszedłem do wniosku, że poprzednia historia wyszłą taka deczko gówniana i chaotyczna, toteż znowu zaczynamy od nowa xD Jej! xD

PAN POZNA PANA
PROLOG

Tom Willson przekroczył niepewnie próg knajpy, do której go skierowano. Był to jeden z tych przydrożnych barów znajdujących się pośrodku niczego, gdzie na filmach przesiadywały gangi motocyklowe. Na środku stał nieodzowny w takim miejscu stół do bilardu, pod pokrytym siecią pęknięć sufitem kręcił się smętnie wiatrak, który wydawał się wisieć na kilku zaledwie kablach. Nikłe światło rzucane przez pojedyncze pozostałe w całości jarzeniówki nie wystarczało, by oświetlić całe pomieszczenie, które pozbawione okien, niknęło w mroku i sprawiało wrażenie większego, niż w rzeczywistości. Przy kilku okrągłych stolikach siedzieli nieliczni goście – kilku brodaczy w skórze, zapewne właściciele zaparkowanych przed knajpą motocykli, a także grupka facetów z długimi włosami, ubranych w czarne t-shirty z jakimiś niezrozumiałymi napisami, bojówki i glany, kłócąca się z sobą o coś, zapewne po paru głębszych.
W kilkunastu miejscach z podłogi wystrzeliwały solidne drewniane belki, mające pewnie służyć za podporę rozpadającego się sklepienia. Tom wolał nie zastanawiać się, jak długo by wytrzymały, gdyby budynek nagle zaczął się walić. A przynajmniej, dopóki sam znajdował się w środku.
W powietrzu unosił się dławiący zapach dymu, który zasnuwał całe pomieszczenie szczelnym całunem, który przy wejściu uderzał w płuca z niezwykłą siłą, spotęgowaną dodatkowo rześkim powietrzem na dworze.
Bar wyglądał niemalże równie stereotypowo – drewniany blat, z tyłu ustawione butelki z wszystkimi możliwymi alkoholami, a nad tym wszystkim wypchany łeb jelenia powieszony na ścianie. Mężczyzna, który aktualnie za nim stał, był przysadzisty, wyraźnie już podsiwiały, a po łysinie na samym czubku głowy dało się zrozumieć, że najlepsze lata miał zdecydowanie za sobą.
Tom wyjął z kieszeni długiego płaszcza trzy zmięte banknoty studolarowe, które otrzymał od kontaktu szefa. Miały mu załatwić swobodne dojście do człowieka w pewnych kręgach obrośniętego legendą. Nie wymawiano jego nazwiska na głos; ale nie przez strach, a przez zwykłą ostrożność. Federalni od długiego czasu próbowali go namierzyć, jak dotąd nieskutecznie. Głównie przez wzgląd na to, że w rozmowach handlowych, lub jakichkolwiek innych, zawsze podawał inne nazwisko, co wprowadzało fedziów w błąd za każdym razem. Do tego był człowiekiem niezwykle słownym. Co sprawiało, że umowy z nim były tyleż pewne, co w pewnym stopniu ryzykowne. Pewien boss kartelu narkotykowego, który uważał, że może absolutnie wszystko, postanowił skorzystać z szerokiej palety usług owego człowieka, zaś ten zgodził się na wszystko, z zastrzeżeniem, że jeśli boss nie wpłaci pieniędzy na czas, to przeżyje dokładnie trzy dni i ani sekundy dłużej. Wzmiankowany  boss niespecjalnie się tym przejął i nie zapłacił. Trzy dni późnej znaleziono go w jego willi z kolumbijskim krawatem. Wszystkie okna zamknięte, brak śladów włamania, brak śladów walki. Nikt potem nie próbował oszukiwać.
Barman podniósł pieniądze i popatrzył na nie pod światło, a następnie, najwyraźniej zadowolony w wyniku oględzin, powiedział:
- Jest na zapleczu.
Tom skinął głową i skierował się w kierunku wskazanym przez siwego mężczyznę. Pchnął cienkie drzwi, zrobione chyba naprędce ze sklejki i pociągnięte ciemną farbą dla niepoznaki, i znalazł się w pomieszczeniu, w którym były cztery drzwi, a także jeden prawie dwumetrowy facet ubrany w skórę, łysy i napakowany jakby zawodowo zajmował się kulturystyką, z mętnym nieco spojrzeniem szarych oczu, a także tatuażem, który kończył się na karku, najpewniej przedstawiającym węża. Albo tasiemca. Siedział w wielkim fotelu oprawionym drogą, czarną skórą czytając gazetę, a w przerwach pijąc piwo, jak można było wywnioskować z kilku leżących obok puszek.
- Ty do szefa? – zapytał niskim, gardłowym głosem, jakby nieco zachrypniętym.
Tom skinął głową.
- Idź na lewo – polecił, po czym ponownie zatopił się w lekturze.
Willson posłusznie wybrał drzwi znajdujące się bliżej łysego mężczyzny. Te były solidne i bogato pokryte cudnymi płaskorzeźbami, ciężkie, z dobrze naoliwionymi zawiasami. Pokój za nimi nie był duży, ale diametralnie różnił się od surowego wnętrza baru. Podłogę zaściełał drogi dywan, na którym zostały dokładnie przedstawione sceny z Biblii, ściany były wykonane z ciemnego drewna, zapewne cholernie drogiego, które nie dawno musiało być woskowane, patrząc na to, w jaki sposób błyszczało nawet w przytłumionym świetle rzucanym przez dwie lampy stojące przy wejściu. W centrum znajdowało się wielkie biurko, także z ciemnego drewna, także zdobione płaskorzeźbami, także przyjemnie cieszące oko miłym połyskiem. Panował na nim pewien nieład; w jednym rogu stała mała lampka, która aktualnie była zgaszona, na środku walały się różne papiery, liczne długopisy i ołówki, rachunki, papierki po zjedzonych batonach, talerze z niedojedzonym jedzeniem, a także kilka pustych szklanek. Z tyłu, za biurkiem, pod samą ścianą, stała szklana komoda, w której można było dostrzec rozmaite błyskotki, pewnie całkiem sporo warte – od pierścieni, aż po naszyjniki wszelkiej maści. Obok stał sporych rozmiarów barek, aktualnie w połowie uchylony, a w środku można było dostrzec cholernie drogą zawartość.
Poza Tomem, w pomieszczeniu znajdowali się jeszcze dwaj mężczyźni. Pierwszy z nich, zdecydowanie młodszy, na oko koło dwudziestki, stał przy barku, trzymając w lewej dłoni szklankę, a w drugiej butelkę szkockiej. Miał na sobie bojówki i glany, tak samo, jak ci kolesie w barze, z tym, że on nosił jeszcze skórzaną kurtkę nabijaną ćwiekami. Miał długie, sięgające łopatek blond włosy i cień jednodniowego zarostu na miłej, okrągłej twarzy. Jego błękitne oczy patrzyły na Toma z pewnym zainteresowaniem. Pełne usta były rozciągnięte w swego rodzaju półuśmieszku, który się w cale Willsonowi nie spodobał.
Drugi z nich diametralnie różnił się od pierwszego. Siedział na sporych rozmiarów fotelu oprawionym czarną skórą, który stał za biurkiem, normalna pozycja dla kogoś, kto jest szefem. Może wyłączając to, że nogi, ubrane w białe adidasy, trzymał na biurku. Ogólnie rzecz biorąc, nie sprawiał wrażenia biznesmena, a raczej… Tomowi nie przychodziło do głowy jakieś konkretne określenie. Ubrany we wzmiankowane adidasy, wytarte jeansy, a także luźny t-shirt Cannibal Corpse  przywodził na myśl każdego, tylko nie człowieka, który zna się na robieniu pieniędzy. Całości dopełniała krótka broda, otaczająca jedynie wąskie usta, i długie, kruczoczarne włosy, spięte aktualnie w kucyk. Kolejnym ciekawym faktem było to, iż tęczówki jego oczu różniły się kolorami – lewa była ciemnobrązowa, niemalże czarna, a druga jasnobłękitna. Owe różnokolorowe oczy lustrowały dokładnie Wilsona, pozornie bez zainteresowania. Przez pociągłą twarz przemknął jakiś dziwny grymas, który jakby miał wyrażać kilka sprzecznych ze sobą emocji.
- Niech pan siada – powiedział w końcu. Głos miał melodyjny i przyjemny. – Will, przydaj się na coś i polej panu.
Chłopak w skórze wzruszył ramionami, po czym wyjął kolejną szklankę. Napełniwszy ją, podał ją do rąk Toma.
- Nie przedstawiliśmy się sobie – zaczął po chwili milczenia Willson. – Nazywam się…
- Wiem, jak się nazywasz, Tom. Na litość boską! – Wzniósł wzrok ku niebo. – W każdym bądź razie, podczas naszej rozmowy możesz mi mówić Kyle. Samo Kyle naprawdę w zupełności wystarczy.
- Dobrze, Kyle.
- Cieszy mnie twe zrozumienie. – Kyle uśmiechnął się przyjaźnie, zdjął nogi z blatu biurka, po czym nachylił się w kierunku swego rozmówcy, składając ręce w piramidkę. – Jeśli dobrze mi wiadomo, to jesteś tu, by prosić mnie o przysługę w czyimś imieniu.
- Tak – przyznał Tom. – Widzę, że jesteś dobrze poinformowany.
- Trzeba sobie jakoś radzić.
- Przyjdę więc do sedna. – Upił spory łyk whisky. – Świetna – pochwalił. Kyle skinął głową, a Willson kontynuował. – Mój klient chciałby cię poprosić o uprowadzenie pewnego człowieka… możliwie bezboleśnie dla niego, jeśli to oczywiście wykonalne. Cel pojawi się w LA za pięć dni o czternastej trzydzieści siedem, jeśli jego samolot nie będzie miał żadnej obsuwy. Po załatwieniu sprawy, mój klient chciałby, aby cel znalazł się w wyznaczonym przez niego miejscu, gdzie odbędzie się przekazanie. Wykonalne?
- Zależy – powiedział Kyle. Potarł w zamyśleniu podbródek. – Jak delikwent się nazywa i gdzie mielibyśmy go dostarczyć, w jakim czasie?
- Nazywa się Richard Kowalski, jest adwokatem. Jeśli to nie byłby problem, ta knajpa mogłaby się nadać…
- Nie sram tam gdzie jem. Nie ma takiej opcji – orzekł stanowczo.
- W takim razie opuszczona fabryka za miastem.
- Jaki czas dojazdu?
- Maksymalnie cztery godziny.
Kyle opadł na oparcie krzesła i pociągnął łyk szkockiej. Po chwili rozmyślania oznajmił:
- Pięćset kawałków w gotówce. Przekażecie je pojutrze mojemu człowiekowi. Będzie o dziewiętnastej w Bibliotece Centralnej. Rozpoznacie go po tatuażu na karku, takim jak ma Mikey. – Tom uniósł pytająco brew. – Ten przed drzwiami – wyjaśnił ogólnikowo Kyle. – Coś jeszcze?
- Chyba nie. – Willson wzruszył ramionami. – Cieszę się, że doszliśmy do porozumienia. – Wyciągnął przed siebie dłoń, a Kyle uścisnął ją, nieco silniej, niż było to konieczne.
- Również się cieszę – rzekł z czarującym uśmiechem.
Tom wymknął się pospiesznie z baru, starając nie rzucać się w oczy. Gdy znalazł się na parkingu, ucieszyło go czyste powietrze, wdzierające się do płuc, działające orzeźwiająco po zadymionym wnętrzu knajpy. Pod zajazdem wciąż stały motocykle, a także stary, czarny Cadillac, który był w zaskakująco dobrym stanie.
Willson wygrzebał z kieszeni płaszcza kluczyki do swojego Chevroleta Silverado, którego niedawno kupił. W powietrzu dało się wyczuć nadciągającą burzę, choć było już zbyt ciemno, by zobaczyć chmury. Podszedł do drzwi auta, otworzył je płynnym ruchem i wskoczył za kierownicę. Zatrzasnął mocno drzwi i włożył kluczyki do stacyjki. Poczekał chwilę, a następnie odpalił auto. Poczuł się raźniej, słysząc znajomy warkot silnika.

O szyby zaczęły bębnić pierwsze krople deszczu. A mimo to, Tomowi ulżyło, gdy oddalił się od tego baru.

Niom, to tyle, przynajmniej na razie xD

8 komentarzy:

  1. Kiedy moje zachowanie rankiem było tym z serii "ło ja jebię, jutro egzamin, ja nic nie umiem, tragednia, mam zatkany nos, stresuję się, panika, umieram i czemu już po świętach, bo przecież to masakra i po prostu ja pierd*lę", tata nie "wyczymał" i powiedział, że mam pójść do pokoju, włączyć laptopa i muzykę, a jak się uspokoję, to zejdę na dół i wyprowadzę psa na spacer. ._. I chyba przez ciebie za szybko nie wyjdę. .-.
    A teraz, uwaga. Teraz. Nie, nie teraz. O, teraz zaraz. Okej. Teraz - ŁO JA JEBIĘ. :D Mówiłam? Mówiłam?! Mówiłam! ;_; Wiedziałam, że nie wytrzymasz i wrócisz i tutaj. :> I się cieszymy. :D Humanizacja ywogerezs jakoś cię do tego namówiła, przekonała? Bo ja tak miewam, że jak czytam czyjeś opowiadania, to potem sama mam ochotę coś skrobnąć. ;)
    Przyznam, to poprzednie opowiadanie było lekko chaotyczne, aczkolwiek przywiązałam się do niego. Jednakże jestem przekonana, iż to będzie równie dobre. :)
    Poczyniłam obserwację - często zaczynasz wpisy od tego, jak bohater wchodzi/już jest w barze czy klubie. Nie żeby coś, bo mi to tam wisi, jak mam być szczera, ale tak po prostu zauważyłam. ;_;
    Ale jeszcze wcześniej, warto powiedzieć, że cholernie podoba mi się tytuł.
    Czyli że co, łysina prawdę ci powie? Już nie lusterko, tylko łysina? Cholera.
    Cholera, wytatuowany tasiemiec. :D To trzeba być masohistą. O.o
    A skąd on wie (ten Tomkon), że ma prawie metry, skoro ten siedzi? Nie zawsze tak wszystko zajebiście widać. ;_; Jak giry podkuli, to nie za dobrze widać. :>
    Dywan ze scenami z Biblii. Cholera. A tak apropos, to ostatnio widziałam mema, jak Jezus tam jest przy stole z tymi swoimi Apostołami i tak podpisane "Bierzcie i jedzcie z tego wszyscy. To jest bowiem ciało i krew (?) moja." A poniżej taki piękny Hannibal z powiększonymi, szkilstymi oczkami i podpis "Ciało i krew moja".:D
    Takie słodkie. :3 Sorry, musiałam. :>
    Błąd! ;_; "wcale" pisze się łącznie. ;_; To było jedyne, co wyłapałam. ;> Ale ja wiem, że ty doskonale wiesz, jak to napisać. :>
    "Nie sram tam, gdzie jem" - kuź*a, uwielbiam to. ;D
    Cadillac. Ech, pełno ich. :]
    Kyle jest zajebi*ty, jestem jego fanką. ;D
    Kowalski adwokatem… czemu nie. Może przyjeżdża do LA, by zająć się jakąś sprawą, a ci po prostu chcą, aby do rozprawy nie doszło z nim? W końcu ci adwokaci z sądu są… no, wiemy, jacy. ;} Więc gdyby nawalił, to oznaczałoby częściowe zwycięstwo dla drugiej strony, tyle, że wówczas by mieli na karku "policaj" ze Skipperem i Rico na czele. ;D Dobra, za bardzo kombinuję, twój pomysł na pewno będzie ciekawszy.
    A swoją drogą, ciekawe, czy na studiach miał problem z KPK albo KPA. ;_;
    Bardzo się podobało, cieszę się, super, wow, pozdrowienia, panika, masakrycznie się boję, Ala. ;>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba udało ci się napisać rekordowo długiego koma. Szacuneł :D
      Powinienem przeprosić, nie? xD
      Przyznajmy szczerze, że w chuj długo zajęło, to wrócenie tutaj :>> Przyznaję, że poczułem takie kujnięcie w serduchełku, jak czytałem twory ywo :P I zajebiście trudno było mi na nowo wykreować postaci ;___; Aczkolwiek, dwie już się pojawiły, proszę ocenić, jak wyszło xD
      Tamto było słabe ;_____;
      W chuj często xD Ale tak szczerze - bary są po prostu idealnym miejscem do rozpoczęcia akcji każdego opowiadania ;_;
      Tytuł adekwatny będzie do zawartości xD
      Tasiemce to słodkie zwierzątka :D
      Plus do minusy i wychodzi dwa metreły ;___;
      Taki stajlowy :D Hannibal rzadzi ;______;
      Spacjeł mi się za szybko nacisnął, fak xD
      To jest tekst-klasyk :D
      A poczekaj, aż się dowiesz, czyj ten Cadillac, to jebniesz xD
      I już wiadomo, że najważniejsza postać wyszła :D
      A jakżeby inaczej? ;) Z tym, że przyjeżdża do LA na rozprawę, trafiłaś... reszta... niezupełnie xDDD
      Was ist das? ;-;
      May the force be with you, Ala ;_;
      Powodzonka xd
      Max :d

      Usuń
    2. a mogę w przyszłości (ale dalekiej) jebnąć jeszcze dłuższego. ._. A czekaj, jeszcze będzie z sensem!
      Jak chcesz. Jak wracałam, to się w chuj rozpadało. ._.
      A widzisz. ^^ Musisz ywo podziękować. ._. A ładnie wyszło, nie przeczę. ;D Jednakże nie mam "skalibrowanego" (ja pierdole ._.)… dobra, nie znamy Tomkona za dobrze. ;D No ale Kyle jest zajebisty. ^^
      Cadillac należy do Rico, prawda? :] Choć zapewne nie.
      No widzisz. Dlatego się nie nadaję do hum. :D Ale czekaj, Kowalski ma być na tej rozprawie kim? Prokuratorem czy adwokatem? Bo może wtedy coś się stanie jaśniejsze…
      kpk - kodeks postępowania karnego, a kpa - kodeks postępowania administracyjnego. ._. Google gryzie, prawda? :] A teraz odpowiedz na poprzednie pytanie. ^^
      Cholera, dziękuję. :') Ta moc zalała mnie w środku. ;')
      Ala

      Usuń
    3. Dłuższego - wierzę. Z sensem - no cóż.. xD
      Przepraszam więc xD
      Podziękuję ;_; I prawilnie xddd Czego skalibrowanego? xD
      skąd ci się ten Tomkon wziął? xD
      Prawieś trafiła xd
      A czy to ważne, kim będzie? xD W sumie ważne ._. Adwokatełem :P
      Google się rozchorował, nie chcę biedaka zamęczyć ;_; Odpowiedziałem ^^
      Ależ proszę ;,) Jejku, pięknie :')
      Max

      Usuń
  2. What the fuuuuuuuuuuuck?!
    Wheeeeeeeeeeeew!

    Reaktywacja, no w końcu!

    Czy to Blowhole?

    Nie zabijaj Kowalszczaka, nieeeerghh!!

    Jestem rozstrojona po egzaminie, wybacz to pieprzenie xdd

    Czemu zawsze zaczynasz w knajpie?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zależy, o którego się pytasz xD Bo tak, jeden z nich to Blowhole :>

      Don't worry, nie zdechnie xD Na razie ._____.

      Wybaczam xDD

      Bo knajpy mają taki zajebisty, kameralny klimacik :D

      Usuń
  3. Kurwa! Kurwa! Kurwa! Kurwa! Kurwa! Kurwa! Kurwa! Kurwa! Kurwa! Kurwa!!!!! Kuuuuurwa! Nie wierzę! No kurwa jebana w dupę jego skurwielskiego chuja jak kutasiarz nie wierzę! Hiperwentylacja! Wrzut jebanego hormonu szczęścia! Taaaaki fart! Trzymajcie mnie dobre ludzi z internetów bo zaraz jebnę glebę i nie wstanę! Hehehehehehe!
    Dobra, kurwa, nie emocjonuj się tak, spełźnij ten uroczy, dziecięcy, głupkowaty uśmieszek bo zaraz wybuchniesz. Zanim zdążysz się podniecić, że te idiotyczne, niepotrzebne zdanka, zwroty, jeden chuj to Twoja zasługa.. muszę Cię wyprowadzić z błędu.. Wybacz, takie życie, napisz skargę pisemną na piśmie:'( Chuj Cię to jebie, ale nie wierzę i Ty też nie uwierzysz, bo jest kurwa 23:20 a ja siedzę na kompie kurwa. Czaisz to, kurwa? I jeszcze fakt, że mam wolne do piździernika, jest gorąco, towarzystwo wyborowe jak alkohol wysokoprocentowy.. wakacje! To jest to na co czekała całe swoje przegrane życie! Obczaj je!
    Dobra... do rzeczy..
    A nie, jednak nie.
    No dobra, już. Tak, ochłaniam, jest spoko jak pierwiastek logarytmowany stopnia pierdylion z pe... dobra, ścichuję.. Mieli rację, jestem popierdolona. Jadę do Choroszczy po zaświadczenie o pierdolcu, może pracę dostanę gdzieś łatwo. Bo zjeby mają spoko (y)
    Hehehehehe, zobacz, że prawdopodobnie moje wyjeby z zalążku mózgu będą dłuższe niż faktyczny komentarz odnośnie notki... Dodaj to do tego, że zapomniałam moje super światłe bardzo wow w potęgę penis myśle.. No. Pszypał. Jak żyć mam dalej? Chyba nie mam. Utopię się we łzach po maturce z biologii. Bo wiesz, żyję już tylko układami człowieka i jebanych półpaśców. To tłumaczy moje czysty medyczne zwroty profesjonalne jak doktór ._.
    Chwila otdychu. I jedziem z koksem.
    Tommy jest słiteśny. Już skurwiela kocham. Po prostu w moim mózgu zaroiło się od oksytocyny, zaraz mnie jebnie mocno i na dobre. Ogólnie wszyscy co chodzo w skórę mają okejkę. Ty to wiesz jak jebnąć nocię! I to po pół roku czy inny penis. Prawie jak lucka ciąża ._.
    Nie skomentuję oczywistego początku, albowiem, mój kochanieńki, moi przedmówcy już pojechali po Tobie jak szmaty po podłodze, więc daruję Ci tej monotonii życiowej :'(
    Ach, no właśnie! Czy słuszne skojarzenie pierwszoogniowe z "Ghostmanem"? ;> Przyznaj się! Pszypadeg? Jak nie sądzisz, to odnajdę Cię i zniszczę, czaisz?
    Kyle.... Kyle Mills.. Wszędzie przypadki jak skurwysyny.. np plz ;_; Daj żyć
    Oczy różnokolorowe jak kameleony daltonisty (y)
    Rysiu jest kutasem.
    Kukukukurwwwwa! Cadillac! Ej, chłopie ;_; No kochanieńki, plz ;_; Te auta to moja broszka ;_; Moje życie ;_; Już nawet zbieram hajs na jebanego broughama ;_; Mam całe 20 starych słotych ;_; Załamałeś mnie po skurwysyńsku, wstydź się :'( Jeśli będę miała syna to go kurwa nazwę Cadillac, czaisz to?! Ale.. czekaj... hehe.. maska duża tak bardzo że aż ogromna.
    I nawiązując do "Ghostmana"... Szewrolet.. nawet się nie zdziwiłam :'( W sumie mogłeś jebnąć Suburbana ._.
    A odnośnie miłości mojego życia (lofffffffki, dużo lofffffków) To ten Caddy to sedan? ;> Tylko plz, nie mów, że to DeVille z '63 z 4,6 V8 bo się kurwa załamię mentalnie i życie przez Ciebie przegram ;_; Ronię łzy tak mocno że aż idę pawia puścić.
    Gratuluję. Wygranej. Słitnoci. I życia.
    Zabij wszystkich skurwieli, niech zdychają te zdziwczałe szmaty, a ja będę tańczyć nad ogniskiem z tej dzikiej radości.
    Lofffki, Maksymilianie. Wiedz, że nadałeś sens mojemu istnieniu poprzez reaktywację tego słodkiego bloga. Siostra aż defibrylator dostarczyła na wymiar.
    Pozdr
    ju noł hu aj em
    ansłer plz enter hir: _ _ _ _ _ _ _ _ _

    OdpowiedzUsuń
  4. Szczerz na twarzy. Tyle ci wystarczy?

    Jak to dobrze, że wróciłeś do pisania pingwinków bo ci to totalnie wychodzi.

    Przepraszam, za oszczędny komentarz, ale nie potrafię napisać nic bardziej kreatywnego. Zbyt długo nie komentowałam :(

    Pzdr

    OdpowiedzUsuń